Kompleks mesjasza i syndrom jerozolimski

Od dziecka wpaja się nam pewien model „dobrego wychowania”, czyli, abyśmy byli grzeczni, usłużni i mieli dobre serce. Uczy się nas miłości do drugiego człowieka, ale w ogóle nie wspomina się o czymś takim jak miłość do samego siebie, czy troska i opieka nakierowana na własną osobę. Taka postawa w naszym społeczeństwie uchodzi za egoistyczną i samolubną. To jest wielkie kłamstwo, które przekazuje się dzieciom! Potem dziecko ma wyrzuty sumienia, że nie pomogło wystarczająco albo że wcale nie zareagowało.

Będąc małą dziewczynką słuchałam opowieści mojej starszej cioci Tekli o Jezusie Chrystusie, o piekle i niebie. Mówiła mi, że trzeba ludziom pomagać, wspierać ich w cierpieniu, jak robił to Jezus, wtedy zasłużę na niebo. On dawał ludziom tyle nadziei i miłości, aby świat stawał się lepszy. Niósł krzyż za nasze grzechy i umarł, aby nas odkupić. Ciocia opowiadała mi wiele historii, które czytała w starych księgach. Praktycznie od razu postać Jezusa mnie zafascynowała. Od dziecka pragnęłam, by świat wyglądał inaczej, aby nie było dookoła tyle cierpienia, wojen, aby ludzie się szanowali i kochali (to samo tyczy się zwierząt). Obiecałam sobie, że będę zachowywać się jak mesjasz (takie dziecinne postanowienia bywają bardzo mocne). Letnimi ciepłymi wieczorami często siedziałam na dworze patrząc w gwieździste niebo rozmawiając z Bogiem prosząc o wsparcie, abym mogła zrealizować swój plan „ulepszania świata”.

Byłam wychowywana w bardzo wierzącej i praktykującej rodzinie. Uczono mnie, aby kochać bliźniego, wspierać go i być empatycznym. Jeśli jednak jesteśmy za bardzo empatyczni i za często innym osobom pomagamy, zapominamy o miłości własnej i o trosce względem samego siebie oraz o swoich potrzebach – jest to oznaka, że wpadliśmy w Pułapkę mesjasza. Często jesteśmy tak zajęci czynieniem dobra, że nie zauważamy, że zrezygnowaliśmy z własnego życia (bo nie mamy na nie po prostu czasu).

Niekiedy w związkach wchodzimy w rolę Mesjasza / Wybawiciela – próbujemy naszą „drugą połówkę” uwolnić z np. nałogów, w których siedzi. Gdy się nam to nie udaje i dochodzi do licznych awantur z tego faktu, postanawiamy odejść… lecz wtedy jesteśmy przez nią szantażowani, że jeżeli to uczynimy, popełni samobójstwo. Po rozmowie z psychologiem udaje się zakończyć ów toksyczny związek. Po pewnym czasie gdzieś na mieście spotykasz swojego byłego z nową „miłością”. Nie popełnił samobójstwa – jedynie stosował wobec Ciebie psychoterror, aby się nim opiekować i troszczyć. Musimy sobie uświadomić, że potrzeba niesienia nieustannej pomocy bywa zgubna. Bycie empatycznym to piękna cecha świadcząca o tym, że los drugiej osoby nie jest dla nas obojętny, lecz musimy też ustalić pewne granice, bo gdy je przekroczymy, zaczniemy szkodzić sami sobie.

Czym jest empatia?

Empatia jest piękną cnotą, która umożliwia nam wczucie się w sytuację drugiej osoby, która najczęściej potrzebuje pomocy. Los drugiego człowieka nie powinien być nam obojętny szczególnie w obecnym czasie. W społeczeństwie postawa empatyczna jest mile widziana, ale pamiętajmy o zachowaniu równowagi w dawaniu i braniu oraz nie zapominajmy o sobie samym i o własnych potrzebach. Jeśli czujesz w sobie pragnienie pomocy innym, to spróbuj zauważyć przyczynę, jaka za tym stoi. Pamiętaj, że w niektórych przypadkach pomoc innym może Tobie zaszkodzić.

Nie zdajemy sobie sprawy, że sami przyciągamy takich, a nie innych ludzi do swojego życia, gdyż jesteśmy niczym magnes, który wibruje z odpowiednią „częstotliwością” i przyciąga to, co wibruje podobnie. Aby dokonać zmiany w swoim życiu należy wpierw dokonać wewnętrznego uleczenia poprzez poznanie samego siebie i obdarowanie siebie miłością, jaką obdarowujemy swoich bliskich. Często słyszałam, że jak się siebie nie kocha, to nie można kochać kogoś innego. Nie zgadzam się z tym stwierdzeniem. Można innych kochać bardziej jak siebie samego. Niekiedy zatracamy się w tej miłości, wręcz siebie nią zniewalamy. Sami dobrowolnie zakładamy sobie kajdany miłości, chcemy innych wybawić / odmienić. Przytrafia się to częściej kobietom niż mężczyznom.

Kobiety na ogół uważają, że troska o dzieci, męża, rodzinę jest na pierwszym miejscu… że potrzeby innych są ważniejsze niż ich własne. W ten sposób wiele kobiet wyraża swoją miłość i troskę w stosunku do członków swojej rodziny. Bywa, że kobiety się mocno poświęcają, lecz mało kto to zauważa… co więcej mało otrzymują w zamian, gdyż zatracona została równowaga „dawania i brania”. Są to kobiety które kochają za bardzo i są uzależnione emocjonalnie od swoich partnerów. Wiele kobiet pracujących wyręcza swojego małżonka w obowiązkach domowych, gdyż on robi prawdziwą karierę zawodową. Takie kobiety uważają, że jest to największy akt miłosierdzia – tak samo postępują wobec swoich dzieci, wyręczają je na każdym polu, czyniąc z nich kaleki życiowe.

Myślimy, że przyszliśmy tu na Ziemię, bo mamy misję do spełnienia, którą jest wybawienie innych – lecz ten sposób myślenia powoduje, że zapominamy o sobie – a to właśnie myślenie o sobie jest tą misją, która jest najważniejsza ze wszystkich. Tu chodzi o Ciebie, o wewnętrzną przemianę, o przypomnienie sobie, kim naprawdę jesteśmy i skąd przychodzimy. Każdy musi odkryć w sobie ponownie swoją siłę i moc. Nie zapominajmy o swoich własnych potrzebach, marzeniach, pragnieniach, o wyrażaniu się w kreatywny sposób. Samorealizacja może o wiele więcej wnieść dobrego, niż ciągłę poświęcanie się dla innych. Skieruj uwagę do swojego wnętrza, a nie na zewnątrz – to tam jest Twoje piękne serce i Twoja nieśmiertelna Dusza. Jesteś odpowiedzialny tylko i wyłącznie za samego siebie, swoje życie i to, co się w nim dzieje. Przyszedłeś tu po to, aby „wybawić” samego siebie i połączyć się z własną Duszą, kreować tu to, co potrafisz najlepiej dla dobra swojego, a poprzez to i innych.

Jak nie dać się złapać w ów pułapkę?

  • Uświadom sobie, że Ty jesteś najważniejszy i uwolnij się od przekonania, że tego typu postawa jest samolubna, czy egoistyczna. Przez wieki byliśmy odciągani od skupiania się na samym sobie – faszerowano nas dogmatami oraz wychowywano nas w destrukcyjnych wzorcach.
  • Uwolnij się od poczucia winy, gdy w pierwszej kolejności skupiasz się na samym sobie, a nie na innych.
  • Słuchaj swoich wewnętrznych impulsów, odczuć swojego serca – jeśli czujesz przymus wewnętrzny przed wykonaniem czegoś, nie rób tego. Naucz się odmawiać ludziom, jeżeli tak odczuwasz.
  • Bądź wierny sobie, a nie ideom, które często nie są Twoje i nie uginaj się pod naciskiem społecznym.
  • Naucz się stawiać granice i ich nie przekraczaj. Gdy już pomagasz innym, pamiętaj, aby nie dać się wykorzystywać. Życie daje nam wyzwania, abyśmy mogli wzrastać. Wszyscy mamy wielkie możliwości i jesteśmy w stanie wyjść ze swoich problemów. Niech każdy indywidualnie weźmie odpowiedzialność za swoje emocje i podejmowane decyzje.
  • Nie jesteśmy w stanie nikogo uratować, zmienić, czy uszczęśliwić, jeżeli on sam tego nie będzie chciał – moc zmian leży tylko i wyłącznie w samym człowieku.

Syndrom jerozolimski, co to takiego i kogo dotyka?

Syndrom jerozolimski (obłęd jerozolimski) – zaburzenie urojeniowe występujące wśród pielgrzymów i turystów odwiedzających Palestynę, a w szczególności Jerozolimę.

Zaburzenie polega na tym, że osoby pod wpływem obecności w miejscach związanych z historią biblijną doznają psychicznego szoku, utożsamiają się z postaciami biblijnymi. Psychiatrzy przyczyn choroby upatrują w zderzeniu własnych wyobrażeń pielgrzymów oraz ich oczekiwań dotyczących wizyty w Ziemi Świętej z rzeczywistością. Rocznie syndrom ten dotyka około 200 osób, głównie mężczyzn w wieku 20–30 lat. Są to głównie mężczyźni wyznania chrześcijańskiego lub żydowskiego (kilka przypadków odnotowano wśród muzułmanów). Przedstawiciele innych religii i ateiści nie doświadczają tego zjawiska. Rzadko pojawia się wśród kobiet. Statystycznie częściej występuje u mężczyzn z USA, z wyższym wykształceniem o wyznaniu protestanckim. Najczęściej przypadłość ta dotyka osoby wychowane w konserwatywnych, ortodoksyjnych rodzinach, gdzie Biblia była podstawą wychowania. Dlatego część lekarzy uważa, że jedną z przyczyn syndromu jest fanatyzm religijny.

Schorzenie pierwszy opisał Heinz Hermann w latach trzydziestych XX wieku, ale ze źródeł historycznych można wywnioskować, że zjawisko występowało wśród pielgrzymów już w średniowieczu. Nazwę nadał w latach osiemdziesiątych XX wieku izraelski psychiatra dr Jair Bar-El. Podzielił on przypadki syndromu jerozolimskiego na trzy kategorie – osoby z zaburzeniami psychicznymi, które chcą zmienić świat; pielgrzymi, którzy oddali swe życie religii; turyści, na których działa niesamowita atmosfera Jerozolimy.

Chrześcijanie częściej utożsamiają się z postaciami z Nowego Testamentu (np. z Jezusem, Janem Chrzcicielem), natomiast żydzi – z postaciami ze Starego Testamentu (np. z Mojżeszem, Samsonem, królem Dawidem czy oczekiwanym mesjaszem). Syndrom jerozolimski powiązano z pokrewnym zaburzeniem psychicznym – kompleksem mesjasza. (…) Syndrom jerozolimski z reguły ustępuje samoistnie po opuszczeniu Izraela.

(Wikipedia)

Rodzaje „syndromu jerozolimskiego”:

  • Typ I – osoby podróżujące samotnie do Jerozolimy, cierpiące na chorobę afektywną dwubiegunową lub schizofrenię.
  • Typ II – osoby podróżujące głównie w grupach, są podatny na choroby psychiczne, występują u nich zaburzenie osobowości.
  • Typ III – osoby odwiedzające miasto jako turyści z przyjaciółmi lub rodziną. Nie mają historii psychiatrycznej, a objawy psychotyczne rozpoczynają się dopiero w Jerozolimie. U pacjentów typu III lekarze mówią o „czystym syndromie jerozolimskim” (jest to tymczasowe zaburzenie). Są to na ogół osoby bardzo wierzące, religijne, które pochodzą z małych miasteczek lub wsi. Przyjeżdżają do Jerozolimy z bardzo wysokim oczekiwaniem.

Objawy „syndromu jerozolimskiego”:

  • Doświadczają silnych emocji, w tym lęku, czy niepokoju. Są nerwowe i nadpobudliwe. Mogą pojawić się u nich urojenia, które doprowadzą je do załamania nerwowego.
  • Cierpią na bezsenność.
  • Mają chęć oddzielenia się od grupy.
  • Mają obsesyjną potrzebę oczyszczania się (ciągłę mycie rąk / swojego ciała).
  • Osoby dotknięte chorobą zdejmują ubrania i przyodziewają się w białe szaty (używają do tego prześcieradeł, czy pościeli hotelu w którym mieszkają).
  • Mają silną potrzebę modlitwy, głoszenia kazań, czy religijnych śpiewów. Głoszą zbliżające się nadejście Mesjasza / przepowiadają zbliżający się koniec świata.
  • Mówią, że mają misję do spełnienia.
  • Mogą doświadczać ekstaz z powodu zbyt silnego skupienia się na Bogu / byciu mesjaszem.

Większość pacjentów już po kilku dniach terapii jest w stanie powrócić do normalności. Liczba przypadków syndromu jerozolimskiego spada z roku na rok – prawdopodobnie jest to spowodowane ogólnym spadkiem religijności u ludzi. Niektórzy przed podróżą oglądają nagminnie zdjęcia, czytają artykuły, oglądają filmiki, co powoduje wyciszenie ich emocji, ponieważ już mniej więcej wiedzą, czego mogą się na miejscu spodziewać.

Ludzie coraz mocniej zauważają, że nie otrzymują od religii wystarczającego wsparcia duchowego, po prostu religie przestają spełniać oczekiwania ludzi. Co więcej zauważają oni, że religie manipulują i wykorzystują ich do swoich własnych celów.

Artykuł, który do pewnego stopnia okazał się mi pomocny:
https://www.deutschlandfunkkultur.de/das-jerusalem-syndrom-die-eingebildeten-heiligen-100.html


Meggi

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *